Kawa na ławę – Basia to nasza największa inspiracja. Kochamy ją całym sercem i wspieramy na każdym kroku, bo naprawdę wierzymy w nią i w to, co robi. Na swoich profilach społecznościowych zrzesza tysiące ludzi, codziennie dzieląc się z nimi sekwencjami jogi, ciekawostkami i naprawdę solidną dawką rzetelnej wiedzy. Przemiła, kochana, troskliwa i zawsze uśmiechnięta. Usiądź wygodnie i przeczytaj o czym rozmawialiśmy z Basią Tworek – nauczycielką jogi, założycielką Stanu Skupienia i instruktorką jogi u Ewy Chodakowskiej.
Własna szkoła jogi, współpraca z Ewą Chodakowską i dużą marką sportową, kanał na YouTube, wyjazdy jogowe, Twoja strona i blog, artykuły w gazetach i pewnie jeszcze więcej, bo nie sposób wymienić wszystkiego, co robisz. Jesteś prawdziwą petardą! Jak nie tracisz przy tym głowy?
Ha! Ja zdejmuję głowę codziennie – bez tego bym odleciała jak petarda. I, jak petarda, bardzo szybko bym się spaliła.
Na pierwszych zajęciach stworzonego przez siebie kursu Joga Dla Indywidualistów zawsze proszę nowych uczniów o to, żeby ostrożnie zdjęli głowę i odłożyli ją w bezpiecznym miejscu, najlepiej w szatni, razem z eleganckimi ciuchami. To taka metafora, która ilustruje cel zajęć: luz i powrót do ciała, do siebie, do domu.
Sformułowanie „być w głowie” wymyśliła kiedyś moja przyjaciółka Ania Dymarczyk, która też pracuje z ciałem. Oznacza ono, że jesteśmy tak bardzo skupieni na swoich wizjach, marzeniach, obowiązkach, na tym co jest do zrobienia, na analizowaniu i planowaniu, że w tym wszystkim zapominamy o tym, jak się ma nasze ciało: gdzie są nasze stopy, czy dłonie są ciepłe, co się dzieje z żuchwa i barkami, jak się ma nasz żołądek i czy podoba mu się to co jemy, czy jesteśmy wyspani. Na moich zajęciach fundamentalne pytanie brzmi: „Jak się czuję?” Zadajemy sobie je na początku i na końcu praktyki, a często również w jej trakcie.
Odpowiadając na Twoje pytanie: robię tylko rzeczy, z którymi zgadza się mój brzuch. Spełniam się w działaniu, w tworzeniu nowych rzeczy, w dzieleniu się wiedzą. A praktyka jogi przypomina mi o tym, co naprawdę ważne: oddech, kontakt z ziemią, ciepłe ręce, spokojny sen, radość z każdego dnia.
Kiedy zaczęłaś się interesować jogą?
Trudno powiedzieć. Myślę, że po prostu w tym wyrosłam. Jak byłam mała to mój ukochany wujek Tomek przywiózł z USA
„pozytywne myślenie”, wizualizację i medytację. Tak naprawdę zaczęłam więc od tych narzędzi jogi, które są mniej popularne.
Asany zaczęłam praktykować koło 14 roku życia – groziła mi wtedy operacja krzywego kręgosłupa i rehabilitant uznał, że to najlepszy sposób na uelastycznienie i pracę z asymetrią. Zaczęłam ćwiczyć z książką. W liceum poszłam na swoje pierwsze zajęcia w szkole jogi. Nigdy nie praktykowałam z myślą o tym że mogłabym kiedyś uczyć. Moje ciało niespecjalnie współpracuje w wymagających pozycjach: nie robię szpagatu, nie założę nogi za głowę, skolioza nie pozwala mi na wszystkie zakresy… Dopiero mój nauczyciel, Maciek Wielobób pokazał mi, że nie muszę. Że liczy się to jak się czuję i co sobą reprezentuję w codziennym życiu, oraz co mam do zaoferowania światu.
Jakie przełożenie ma dla Ciebie joga w codziennym życiu? Czy jakoś wpływa na nie poza matą?
Joga to jest codzienne życie. W moim poczuciu największą stratą jest sprowadzanie jogi do ćwiczeń na macie.
Zresztą asany (czyli pozycje jogi) nie są moim ulubionym narzędziem. Pewnie dlatego, że codziennie rano budzę się i zaczynam od nowa: ciało jest spięte i ma niewielkie zakresy. Codzienna praca u podstaw nauczyła mnie pokory, cierpliwości i doceniania tego co mam – według ortopedów miałam skończyć z garbem albo z drutami w plecach, a tymczasem wszystko działa i – odpukać – zazwyczaj nie boli.
Najważniejsze są dla mnie pranajama, medytacja oraz jamy i nijamy (które są też najtrudniejsze). Uczą świadomości, uważności, samoobserwacji i w równej mierze stawiania sobie wymagań i podnoszenia poprzeczki, co wyrozumiałości do siebie i akceptowania ograniczeń.
Opowiesz mi jakie przesłania niesie Twoja joga? Co chcesz przekazać ludziom?
Bardzo podoba mi się metafora świata jako organizmu, który działa jako jedna spójna całość, na którą składają się grupy narządów, tkanek, komórek. Jest jedyny i unikalny, a zarazem niezwykle tajemniczy, bo mimo że potrafimy opisać jego funkcje, to do końca nie znamy tajemnicy życia.
Jeśli wszystkie narządy działają w harmonii – organizm jest zdrowy. Jeśli któryś narząd, tkanka lub zespół komórek choruje – cierpi na tym cały układ.
Wierzę, że każdy z nas jest jak jedna komórka. Uważam, że moim obowiązkiem jest dbać o siebie, o to, żeby być czystą, zdrową, szczęśliwą i właściwie robić to, co jest do zrobienia. Jest szansa, że wtedy inne komórki, z którymi mam styczność będą działać prawidłowo, że będę mogła im coś dobrego z siebie dać. A one z kolei dobrze wpłyną na kolejne komórki… i tak dalej J
Joga to nie są ćwiczenia, które robimy na macie, ani – jak o mechanicznie wykonywanej pranajamie mówi mój nauczyciel, Maciek Wielobób – grzebanie palcami przy nosie. To wprowadzanie w naszym życiu trwałych zmian na lepsze, to wzięcie odpowiedzialności. Joga dostarcza nam do tego narzędzi, a ja uważam, że te narzędzia działają i chciałabym być tego przykładem.
Kto lub co miało największy wpływ na Twoją naukę? Co zainspirowało Cię żeby przekazywać tę wiedzę dalej i zostać nauczycielką?
Najważniejszy wpływ na to kim jestem jako nauczyciel miały trzy osoby.
Mój nauczyciel Maciek Wielobób. To on – dosłownie – wypchnął mnie na nauczycielską ścieżkę, dał mi wsparcie, wtedy gdy najbardziej go potrzebowałam oraz swobodę w kompletowaniu własnej skrzynki z jogowymi narzędziami. Pozwolił mi być w tym wszystkim sobą i mówić własnym głosem, nauczył mnie, że można popełniać błędy i głośno się z siebie śmiać.
Ania Dymarczyk, z którą w Krakowie otworzyłam swoją pierwszą szkołę jogi, nauczyła mnie tego, że super jest być wrażliwym i kochać przyrodę, że najważniejsze pytanie, to „Jak się czuję”, a ekspresja jest tak samo ważna jak pratyahara (czyli wycofanie zmysłów i obserwowanie siebie).
Moja mama, która jest tłumaczem i nauczycielką niemieckiego – od dziecka obserwowałam jej rewolucyjne metody tłumaczenia dzieciakom gramatycznych zawiłości i zapamiętywania słów. Od niej nauczyłam się jak uczyć. Ona też zawsze mówiła: „bój się i rób”. To dzięki niej istnieje Stan Skupienia.
Jakiś czas temu Stan Skupienia obchodził swoje pierwsze urodziny, masz jakieś przemyślenia po roku prowadzenia swojej własnej szkoły jogi?
Niecały rok po urodzinach Stanu jeden z uczniów zasugerował zmianę kategorii na Facebooku ze „szkoła jogi” na „dom”. To była jedna z najważniejszych chwil w prowadzeniu tego miejsca. Chciałam, żebyście się dokładnie tak tutaj czuli: jak w domu.
Mam poczucie, że atmosfera w Stanie Skupienia jest unikalna: grupy są kameralne, nauczyciele i uczestnicy zajęć się znają, przyjaźnią się poza zajęciami, znają imiona swoich dzieci, kotów i psów, wspólnie piją herbatę, śmieją się w szatni i z otwartymi ramionami witają nowe osoby na zajęciach. Stan Skupienia to spełnienie moich marzeń o idealnym jogowym miejscu (no dobra – w idealnym byłyby trochę większe sale i klimatyzacja…), które w równej mierze tworzą niesamowici nauczyciele i fantastyczni uczniowie. Jestem ogromną szczęściarą, że mogę być tego częścią. Mam najlepszą pracę na świecie.
Koszulkę #yogagirlssociety, którą ma na sobie Basia znajdziesz tutaj.
Basię znajdziesz na jej Instagramie | Facebooku | YouTube | WWW.
Zobacz również jej warszawską szkołę jogi „Stan skupienia” – WWW.
Zdjęcia: Aleksandra Loska
Dodaj komentarz