Gosia to przeurocza dziewczyna od której bije pozytywna, słoneczna energia. Taka osobowość rozjaśni nawet najbardziej pochmurny dzień. Przeczytaj, o czym rozmawiałyśmy podczas jej ostatniej wizyty w Warszawie!
Aloha! Z Hawajską chyba nie można się przywitać inaczej. Widząc Ciebie, nie mogę sobie wyobrazić Małgosi z innym nazwiskiem! A gdyby iść tropem starożytnych i uznać, że nomen omen (łac. imię jest wróżbą)?
Gdyby ktoś zapytał mnie o mój drugi dom, to bez wahania wskazałabym Hawaje. Tak naprawdę tam się wszystko zaczęło. Pierwszy kontakt z jogą – o wschodzie słońca i na plaży, pierwsza sesja Pilates, pierwszy surfing. Ale Hawaje to coś więcej. To przede wszystkim filozofia Aloha, po poznaniu której, człowiek już nie chce żyć tak, jak przedtem.
Aloha to niby niepozorne słowo, a po usłyszeniu go zalewa nas ocean miłości! Niepozorne, a tyle w sobie kryje! To oddech miłości, wdzięczności i szacunku. To hawajska gościnność, prostota, współczucie i pomoc. To radosne dzielenie się oddechem ze wszystkimi i wszystkim wokół. Tam człowiek uświadamia sobie, jak doniosłą rolę spełnia wobec Natury i Matki Ziemi. Jest ich opiekunem, ale i częścią.
Czas tam spędzony to dla mnie okazja do rozwoju jako fizjoterapeuta. Gdy raz spojrzy się na pacjenta holistycznie, nie ma już odwrotu, a świadomość zależności między ciałem a umysłem pozostaje na zawsze – tego uczą Hawaje.
Dobrze kojarzę, że zajmujesz się również mięśniami dna miednicy? Dlaczego uważasz, że to ważna kwestia i kobiety powinny bardziej zadbać o tę partię ciała?
Często tłumacząc, czym jest obszar miednicy, odwołuję się do metafory worka. Wiem, brzmi trochę dziwnie. Już wyjaśniam, o co chodzi. To, co w tym worku się gromadzi, to stresy, traumy i emocje. Nie boję się nazwać tej części naszego ciała najważniejszą. Tak, to nie żadna herezja. Ten obszar to istne miejsce naszej mocy, a tak często jest pomijany i tak trudno niektórym do niego dotrzeć. Uważność, szczególna troska i uwaga. To postawy, które powinno się przyjąć, myśląc o dnie miednicy. Szkoda, że wiele z nas nie ma tego świadomości. Często na myśl o tych mięśniach, automatycznie przychodzi nam na myśl nietrzymanie moczu. Rzecz w tym, że to wierzchołek góry lodowej i znaczne uproszczenie. A co z bólami miednicy? Co z problemami i odczuciami w sferze seksualnej? Cieszę się, że powoli budzi się świadomość, zwłaszcza u młodych kobiet, które decydują się pracować z tym obszarem. Co ważne, wiele z nich podjęło ten krok, nie będąc zmuszonym przez sytuację, czyli problemy w tej sferze. Chcą po prostu zadbać o swoje Miejsce Mocy.
Instruktorka Pilates, fizjoterapeutka kobiet i do tego jeszcze praktykująca jogę. Jak udaje Ci się to wszystko połączyć?
Na zajęciach Pilates które prowadzę, staram się wprowadzać pozycje z jogi. Taka pila-joga. Tak mówią o moich zajęciach klientki. Ale joga towarzyszy mi nie tylko na sali fitness. Jest ze mną też w gabinecie. Joga pozwala wyciszyć się, dzięki czemu możemy się w końcu usłyszeć. Miarowy, spokojny oddech sprawia, że ciało na nowo łączy się z umysłem. Brak świadomości ciała, liczne napięcia mające swoje podłoże w traumatycznych przeżyciach czy emocjach z przeszłości. Może zabrzmi niewiarygodnie, ale wplatanie elementów jogi i Pilates do terapii działa w takich przypadkach cuda. Ale nic się nie uda, gdy w całej terapii pominiemy miłość do siebie
Skoro już o tym mowa – miłość do siebie. Czy to trudne?
Jeszcze 7 lat temu myślałam, że to nic trudnego. Usłyszałam wtedy pytanie, na które sama możesz sobie odpowiedzieć: „Czy potrafisz stanąć przed lustrem, popatrzeć prosto w oczy i powiedzieć: kocham Cię, jesteś piękna, zasługujesz na najlepsze”? Szczerze i w zgodzie ze sobą. Nie potrafiłam.
A dziś potrafisz?
Miałam to szczęście, że w tym procesie nie byłam sama. Dane mi było poznawać i odkrywać siebie, uczyć się akceptacji i szacunku, w towarzystwie osób, które śmiało mogę nazwać swoimi mentorami. Myślę, że dziś energia się powoli wyrównuje. Dzieje się to w różnych miejscach: od gabinetu, przez salę fitness, aż po moją stronę internetową. Wszędzie tam staram się zaszczepiać w dziewczynach wiarę w siebie, radość i odwagę do podejmowania nowych wyzwań, do wychodzenia poza strefę komfortu.
Przy okazji rozmów o samoakceptacji i dbaniu o siebie – jaki jest twój wieczorny rytuał? Jak relaksujesz się po całym dniu?
Dobre pytanie! Pracuję jako instruktor Pilates i fizjoterapeuta, często z naciskiem na drugi człon, czyli terapeutę, więc wiem doskonale, jak ważna jest relaksacja po całym dniu pracy. Ale przyznaję, że pomimo tej wiedzy, zdarza mi się, że zapominam o tym, żeby o siebie zadbać. Trochę paradoks, gdy dbasz o innych, starasz się, by poczuli się dobrze sami ze sobą, by pozbyli się napięć, a zapominasz o… sobie. Na szczęście nie zdarza się to często i śmiało mogę powiedzieć, że mam wypracowany swój mały, hawajski rytuał. Rozpoczynam od okadzenia mieszkania szałwią. Nic tak nie oczyszcza przestrzeni, nie przywraca równowagi energetycznej i nie pozbywa napięć, jak szałwia. Jestem też wielką fanką świeczek. Znajdziesz ich więcej w moim mieszkaniu, niż w niejednym kościele. Tak spalam troski, zmartwienia i trudy dnia. Dobrze działa na mnie też kąpiel z dodatkiem soli. Relaks, pozbycie się złej energii i odprężenie w czystej postaci. Całość wieńczy moje małe uzależnienie, zwłaszcza w okresie zimowym – herbata rooibos. Szczypta cynamonu i pełnia szczęścia osiągnięta.
Czym jest Hawajska on the Move? Patrząc z boku, to grupa świetnych babaek – naprawdę niezła z Was drużyna!
Ten projekt to coś, o czym marzyłam od dawna. Sporo czasu mi zajęło, żeby znaleźć na to odwagę, ale warto było. Wzajemne inspirowanie się, motywowanie, śledzenie faz Księżyca, troska, śmiech, czasem płacz. Kto by pomyślał, że sisterhood może mieć taką definicję. A to wszystko odbywa się w towarzystwie brownie i zimnego prosecco, no i w rytmie Pilates, oczywiście.
Pamiętam, że organizacji jogi na supach towarzyszył strach i przerażenie, bo brałam odpowiedzialność za dziewczyny, które nigdy z taką formą jogi nie miały do czynienia, wyprowadzałam je na środek jeziora, pokazywałam ćwiczenia, a część z nich nie umiała w ogóle pływać. Odwaga, z jaką sobie radziły, ta nieskrywana radość i wdzięczność wynagrodziły mi moje obawy i utwierdziły w przekonaniu, że chcę to dalej robić.
Jakie masz teraz plany?
Pomysłów jest wiele. Mam już w głowie wizję nowego filmu. Tym razem w innych okolicznościach przyrody, równie bliskich mojemu sercu. A dziewczyny, zamiast nad Wisłę na jogę i Pilates, chcę zabrać na skitoury w Tatry. To plany krótkoterminowe. Długoterminowo marzę o zorganizowaniu wyjazdu na surfing. Joga na plaży, nauka surfowania i slow food. Tak to widzę!
Gosię znajdziesz pod tymi linkami – Instagram | Facebook
Koszulkę #modernwitch, którą ma na sobie kupisz tutaj!
Jeden Komentarz
justi ka.
Najlepsza, chodząca definicja #modernwitch! <3