Co zabieram na jogę?
Wygodny strój
Rzadko kiedy jest to coś super nowego czy modnego. To cud, że dałam się przekonać do nowszych, sportowych technologii – latami ćwiczyłam w czymkolwiek, byle bym mogła się ruszać. Wciąż wolę ćwiczyć w bawełnianych rzeczach, wyjątek robię dla dopasowanych gór – topów, koszulek z oddychających materiałów, a przede wszystkim biustonoszy. Tu musi być porządna konstrukcja.
Najchętniej lekką, bo przemieszczam się głównie pieszo. Właśnie dlatego wybrałam Amelię Light.
Torbę na drobiazgi
Kiedyś zdarzało się, że na zajęcia jechałam objuczona jak wielbłąd. Osobna torba na matę, osobna na strój, a osobna na pozostałe rzeczy. Teraz staram się wszystko składać w jedno i – jeśli to możliwe – nie zabierać ze sobą przedmiotów niepotrzebnych.
Absolutne minimum
Olejek do ciała, który wchłania się paradoksalnie szybciej niż kremy czy balsamy. Minuta po prysznicu i mogę wskakiwać w ubrania. Serum olejek do twarzy – nie wiem, co w sobie ma, ale na zaczerwienioną po treningu twarz działa jak chłodny kompres. No i obowiązkowo maść z arniki. Taka już rodzinna przypadłość wszystkich „harelowych”, że robią nam się siniaki nawet od lekkiego wgniecenia. Więc po sesji ashtangi mam ich całe konstelacje. Arnika sprawia, że mniej bolą i szybciej znikają.
Gdy ćwiczę w domu
Łatka ma zabronione wchodzenie na matę, co respektuje tylko w tych asanach, które nie angażują moich wszystkich kończyn. Jeśli tylko widzi, że nie mam jak jej przegonić (np. w psie z głową z dół), kładzie się centralnie pode mną. Tak naprawdę nie wyobrażam sobie domowego treningu bez niej. Ciekawskie psie oczka potrafią nieźle zmotywować.
Harel, czyli tak naprawdę Ewa, jest autorką najlepiej pisanego bloga o modzie.
Możesz śledzić ją również na Instagramie, gdzie dzieli się swoimi znaleziskami, nowinkami oraz odrobiną życia prywatnego.
Lekką matę idealną dla aktywnie podróżujących znajdziesz tutaj, a worek, który wybrała Harel – tutaj.
Dodaj komentarz